Frederik van Eeden


Od 1896 roku badałem własne sny, zapisując najciekawsze w moim pamiętniku. W 1898 roku zacząłem prowadzić osobne konto dla pewnego rodzaju snów, które wydawały mi się najważniejsze, i kontynuuję to do dziś. W sumie zebrałem około 500 snów, z czego 352 to właśnie wspomniane rodzaje. Materiał ten może stanowić podstawę tego, co mam nadzieję, może stać się naukową strukturą o pewnej wartości, jeśli czas i siła, aby ją starannie zbudować, mi nie zawiodą.

W międzyczasie, z wybaczalnym niepokojem, że idee nie znajdą wyrazu na czas, skondensowałem je w dzieło sztuki – powieść zatytułowaną Panna młoda snów . Fikcyjna forma pozwoliła mi swobodnie poruszać delikatne kwestie i miała również tę zaletę, że wyrażała raczej niezwykłe idee w sposób mniej agresywny – ezoterycznie, że tak powiem. Chcę jednak wyrazić te idee również w formie, która będzie bardziej bezpośrednio przemawiać do umysłu naukowego i wiem, że nie mogę znaleźć lepszej publiczności do tego celu niż członkowie Towarzystwa Badań Psychicznych, którzy są przyzwyczajeni do traktowania badań i idei niezwykłego rodzaju w duchu szerokim, a jednocześnie krytycznym.

Niniejszy dokument stanowi jedynie wstępny szkic, krótką zapowiedź większego dzieła, które mam nadzieję ukończyć w przyszłych latach.

W miarę możliwości będę unikał spekulacji i ograniczę się do faktów; jednakże fakty te, takie jakie zaobserwowałem, generalnie utwierdzają mnie w przekonaniu, że teorie dotyczące życia sennego, jakie do tej pory przedstawiłem, zgodnie z moją wiedzą, nie są w stanie wyjaśnić wszystkich zjawisk.

Pozwólcie mi teraz spróbować sklasyfikować różne formy snów, których osobiście doświadczyłem i obserwowałem przez okres szesnastu lat. Udało mi się wyróżnić dziewięć różnych rodzajów snów, z których każdy przedstawia dobrze zdefiniowany typ. Oczywiście istnieją formy pośrednie i kombinacje, ale poszczególne typy nadal można rozpoznać w ich przeplataniu się.

Pierwszy typ snów nazywam snami początkowymi. Ten rodzaj snów jest bardzo rzadki; znam tylko pół tuzina przypadków, które przytrafiły się mnie, i nie znalazłem żadnych wyraźnych wskazówek na ich temat u innych autorów. A jednak jest bardzo charakterystyczny i łatwy do odróżnienia. Występuje tylko na samym początku snu, gdy ciało jest w normalnym, zdrowym stanie, ale bardzo zmęczone. Następnie przejście ze stanu czuwania do snu następuje z ledwie momentem tego, co ogólnie nazywa się nieświadomością, ale tym, co wolałbym nazwać nieciągłością pamięci. Nie jest to to, co Maury nazywa halucynacją hipnagogiczną, które to zjawisko dobrze znam z własnego doświadczenia, ale którego nie uważam za należące do świata snów. W halucynacjach hipnagogicznych mamy wizje, ale mamy pełną percepcję cielesną. W początkowym typie snu widzę i czuję tak jak w każdym innym śnie. Mam niemal całkowite wspomnienie życia dziennego, wiem, że śpię i gdzie śpię, ale wszelkie percepcje ciała fizycznego, wewnętrznego i zewnętrznego, trzewnego lub peryferyjnego, są całkowicie nieobecne. Zazwyczaj mam wrażenie unoszenia się lub latania i obserwuję z doskonałą jasnością, że uczucie zmęczenia, dyskomfort przeciążenia ciała, zniknęło. Czuję się świeży i pełen wigoru; mogę się poruszać i unosić we wszystkich kierunkach; jednak wiem, że moje ciało jest jednocześnie śmiertelnie zmęczone i głęboko śpi.

W wyniku uważnych obserwacji podtrzymuję przekonanie, że stan fizyczny śpiącego nie ma z reguły wpływu na charakter snów, z wyjątkiem kilku rzadkich i nienormalnych przypadków, w pobliżu momentu przebudzenia lub w tych snach drugiego typu, które sklasyfikowałem jako patologiczne, w których gorączka, niestrawność lub jakaś trucizna odgrywają rolę i które stanowią niewielką mniejszość. Jako obserwator mogę stwierdzić, że przez cały czas obserwacji byłem w dobrym zdrowiu. Nie miałem żadnych poważnych dolegliwości nerwowych ani trzewnych. Mój sen i trawienie są zwykle dobre. Mimo to miałem najstraszniejsze koszmary, podczas gdy moje ciało było tak świeże i zdrowe jak zwykle, i miałem pyszne spokojne sny na pokładzie statku podczas silnej burzy lub w wagonie sypialnym na kolei.

Chciałbym zatem zdefiniować prawdziwy sen jako stan, w którym doznania cielesne, czy to trzewne, wewnętrzne, czy peryferyjne, nie mogą przeniknąć bezpośrednio do umysłu, lecz jedynie w fizycznej, nieprzestrzennej formie symbolu lub obrazu.

Celowo unikam słów „świadomość” i „nieświadomość”. Mogą być wygodne w języku potocznym, ale nie potrafię przypisać im żadnego jasnego znaczenia. Nie mam pojęcia, co może oznaczać „nieświadomość” jako rzeczownik. I odkryłem, że mogę użyć słów pamięć i wspomnienie oraz słowa osobowość lub osoba w pierwotnym znaczeniu persona (maska, tj. maska ​​noszona przez graczy). Nie uważam za trafne nazywanie ciała śpiącego lub narkotyzowanego mężczyzny nieprzytomnym. Podczas mojej kariery psychoterapeuty, po wywołaniu snu u wielu osób za pomocą sugestii, dowiedziałem się, że ludzkie ciało może zachowywać się jak osoba świadoma siebie, bez żadnego udziału umysłu przypominającego. Obecnie wiemy, że możliwy jest podział ludzkiej osobowości, nie tylko na dwie, ale na trzy lub więcej. Podczas moich sesji z panią Thompson zauważyliśmy, że po transie, w którym pani Thompson mówiła jako „Nelly” lub jako jakaś inna kontrola, ona sama pamiętała sny, które nie miały nic wspólnego z rzeczami, o których nam mówiła. Można by wtedy powiedzieć, że jej istota została podzielona na trzy byty – ciało w transie, najwyraźniej śpiące; „kontrolę”, która mówiła przez jej usta; i panią Thompson, która śniła w zupełnie innych sferach. Wszystkie te osoby lub osobowości były oczywiście w jakiś sposób „świadome”, ponieważ prawdopodobnie wszystko jest świadome. Pytanie brzmi, gdzie biegną nici wspomnień, które pozwalają nam zidentyfikować osoby?

Wiem, że pan Havelock Ellis i wielu innych autorów nie zaakceptuje mojej definicji, ponieważ zaprzeczają możliwości całkowitego przypomnienia i wolnej woli we śnie. Powiedzieliby, że to, co ja nazywam snem, nie jest snem, ale rodzajem transu, halucynacji lub ekstazy. Obserwacje markiza d’Herve, które były bardzo podobne do moich, jak opisano w jego książce Les Reves et les moyens de les diriger, zostały odrzucone w ten sam sposób. Te sny nie mogły być snami, powiedział Maury.

Teraz to jest po prostu kwestia nomenklatury. Mogę tylko powiedzieć, że moje obserwacje poczyniłem podczas normalnego, głębokiego i zdrowego snu, i że w 352 przypadkach miałem pełne wspomnienie mojego życia dziennego i mogłem działać dobrowolnie, chociaż spałem tak mocno, że żadne doznania cielesne nie przeniknęły do ​​mojej percepcji. Jeśli ktoś odmawia nazwania tego stanu umysłu snem, może zasugerować jakąś inną nazwę. Jeśli chodzi o mnie, to właśnie ta forma snu, którą nazywam „świadomymi snami”, wzbudziła moje największe zainteresowanie i którą zanotowałem najstaranniej.

Całkowicie zgadzam się z panem Havelockiem Ellisem, że podczas snu funkcje psychiczne wchodzą w stan dysocjacji. Jednakże moim zdaniem to nie dysocjacja, lecz wręcz przeciwnie, reintegracja, po dysocjacji snu, jest istotną cechą snów. Sen jest mniej lub bardziej całkowitą reintegracją psychiki, reintegracją w innej sferze, w psychicznym, nieprzestrzennym trybie istnienia. Ta reintegracja może zajść tak daleko, że spowoduje pełne przypomnienie sobie życia dziennego, refleksji i dobrowolnego działania na refleksję.

Trzeci typ, zwyczajne sny, to typowy, dobrze znany typ, do którego pasuje większość snów; prawdopodobnie jest to jedyny rodzaj, który zdarza się wielu ludziom. Nie jest on szczególnie przyjemny ani nieprzyjemny, choć może się różnić w zależności od jego treści. Może wystąpić w dowolnym momencie snu, w dzień lub w nocy, i nie wymaga żadnego zaburzenia fizycznego, aby go wywołać.

Te sny pokazują dysocjację, z bardzo niedoskonałą reintegracją i, jak zauważyło kilku autorów, pod wieloma względami są bardzo podobne do szaleństwa. Prawdziwe warunki życia dziennego nie są pamiętane; fałszywe wspomnienia — paramnezja — są w nich bardzo powszechne; są absurdalne i zagmatwane, i pozostawiają bardzo słabe ślady po przebudzeniu.

Czwarty typ, żywe sny, różni się od zwykłych snów głównie swoją żywością i silnym wrażeniem, jakie wywołuje, które trwa czasami godzinami i dniami po przebudzeniu, z boleśnie wyraźnym wspomnieniem każdego szczegółu. Te sny są ogólnie uważane za efekt jakiegoś nienormalnego stanu fizycznego. Myślę jednak, że niewątpliwie należy je odróżnić od snów patologicznych. Miałem je w całkowicie normalnych warunkach fizycznych. Nie chcę jednak powiedzieć, że pewne zaburzenia nerwowe, jakiś niepokój psychiczny lub jakiś nieznany wpływ ze świata jawy mogły nie występować. Mogły występować, ale w większości przypadków umknęły mojej uwadze. Te żywe sny są zazwyczaj niezwykle absurdalne lub nieprawdziwe, chociaż wyraźne i dobrze zapamiętane. Umysł jest całkowicie rozproszony, a reintegracja jest bardzo wadliwa.

Z reguły uważam sny tego rodzaju za nieprzyjemne z powodu ich absurdalności, szalonego charakteru i silnego, trwałego wrażenia, jakie wywierają. Na szczęście zdarzają się rzadko, przynajmniej u mnie. Czasami pozostawiają silne przekonanie, że „coś znaczą”, że mają charakter przeczuciowy, proroczy, a gdy czytamy o przypadkach proroczych snów, odkrywamy, że generalnie należą do tego typu. W moim przypadku często odkrywałem, że tak naprawdę nie mogą „znaczyć” nic; czasami jednak nie byłem tego taki pewien. Zależy, w jakim kierunku szukamy przyczyn. Pewnej nocy, gdy byłem na wykładzie, byłem gościem rodziny w prowincjonalnym miasteczku i spałem w pokoju, który uważałem za gościnny. Miałem noc pełną najstraszniejszych snów, jeden długi, pomieszany koszmar, z silnym uczuciem, że „coś znaczy”. Mimo to czułem się w doskonałym zdrowiu, pogodny i wygodny. Nie mogłem powstrzymać się od powiedzenia następnego ranka przy śniadaniu, jaką nieprzyjemną noc miałem. Potem rodzina powiedziała mi, że spałam w pokoju córki, która teraz przebywała w sanatorium z powodu poważnej choroby nerwowej i która nazywała ten pokój „jaskinią tortur”.

Zauważymy, że takie żywe sny mają czasami bardzo przyjemny charakter, wypełniając całe dnie nieopisaną radością. To prawda, ale według mojego doświadczenia moje żywe, przyjemne sny są teraz zawsze innego i wyższego typu. Jako dziecko miałem te pyszne, żywe sny. Teraz zmieniły one całkowicie swój charakter i są typu jasnego.

W piątym typie, symbolicznych lub szyderczych snach, charakterystycznym elementem jest ten, który nazywam demonicznym. Obawiam się, że to słowo wywoła pomruki dezaprobaty, lub przynajmniej uśmiechy lub szyderstwa. Myślę jednak, że mogę skutecznie obronić użycie tego terminu. Chętnie przyznam od razu, że realne istnienie istot, które możemy nazwać „demonami”, jest problematyczne, a jednak ludzie nauki uważają tę koncepcję za bardzo użyteczną i wygodną.

Mam nadzieję, że zadowolę nawet najbardziej sceptycznie nastawionych słuchaczy, definiując pojęcie „demoniczny” w następujący sposób:

Demonicznymi nazywam te zjawiska, które wywołują u nas wrażenie, że zostały wymyślone lub zaaranżowane przez inteligentne istoty o bardzo niskim poziomie moralnym.

Wydaje mi się, że zdecydowana większość snów, o których pisał Freud i jego zwolennicy, a które wykorzystał do zbudowania swojej rozbudowanej teorii, należy do tego typu.

Można to rzeczywiście nazwać śmiałym czynem, wprowadzić symbolikę snów do świata nauki. To wielkie osiągnięcie Freuda.

Ale teraz rozważmy, co oznacza słowo „symbol”. Symbol jest obrazem lub wyimaginowanym zdarzeniem, oznaczającym rzeczywisty obiekt lub zdarzenie, do którego ma jakieś odległe podobieństwo. Teraz wynalezienie symbolu może być tylko aktem myśli — dziełem jakiejś inteligencji. Symbole nie mogą wymyślić się same; muszą zostać wymyślone. I pojawia się pytanie: kto wykonuje ten inteligentny akt; kto wymyśla symbol? Odpowiedź udzielona przez szkołę freudowską brzmi: podświadomość. Ale tutaj mamy jedno z tych słów, które pojawiają się w „wo die Begriffe fehlen”. Dla mnie słowo „podświadomość”, wskazujące na myślący byt, jest równie tajemnicze, równie nienaukowe, równie „okultystyczne” jak słowo „demon”. Moim zdaniem trafne jest stwierdzenie, że w naszych snach widzimy obrazy i doświadczamy zdarzeń, za które nasz własny umysł — nasza „osoba”, taka, jaką ją pamiętamy — nie może być pociągnięty do odpowiedzialności, a które muszą zatem pochodzić z jakiegoś nieznanego źródła. Możemy jednak wyrobić sobie pewien osąd co do ogólnego charakteru tych źródeł i czuję się uprawniony do nazwania ich w snach tego typu „demonicznymi” – czyli niskiego poziomu moralnego.

Również w tej klasie element erotyczny, a raczej obsceniczny, odgrywa tak ważną rolę. Nic więc dziwnego, że niektórzy zwolennicy szkoły Freuda, badający tylko ten rodzaj snów, dochodzą do wniosku, że wszystkie sny mają pochodzenie seksualne.

Szósty typ, który nazywam ogólnymi wrażeniami sennymi, jest bardzo niezwykły, ale niełatwy do opisania. To nie jest zwykły sen; nie ma wizji, obrazu, wydarzenia, nawet słowa czy imienia. Ale podczas długiego czasu głębokiego snu umysł jest nieustannie zajęty jedną osobą, jednym miejscem, jednym niezwykłym wydarzeniem, a nawet jedną abstrakcyjną myślą. Przynajmniej tak wspominam po przebudzeniu. Pewnej nocy byłem nieustannie zajęty osobowością amerykańskiego dżentelmena, którym nie jestem szczególnie zainteresowany. Nie widziałem go ani nie słyszałem jego imienia, ale po przebudzeniu czułem, jakby był tam całą noc. W innym przypadku była to dość głęboka myśl, zajmująca mnie w najgłębszym śnie, z wyraźnym wspomnieniem po przebudzeniu. Pytanie brzmiało: Dlaczego okres naszego życia może być odczuwany jako bardzo smutny, a mimo to słodki i piękny we wspomnieniu? A odpowiedź brzmiała: Ponieważ istota ludzka zna tylko bardzo małą część tego, kim jest. Pytania i odpowiedzi nigdy mnie nie opuściły; jednak mój sen był bardzo głęboki i nieprzerwany. Te senne odczucia nie są nieprzyjemne i nie są absurdalne, dopóki ciało jest w dobrym zdrowiu.

Często mają one efekt podnoszący na duchu lub pocieszający. W snach patologicznych mogą być jednak niezwykle dziwne i nękające. Śpiący może mieć wrażenie, że jest kwadratem lub kołem, lub inne wrażenia o zupełnie nieopisanym charakterze.

Siódmy typ snów, który nazywam świadomymi snami, wydaje mi się najciekawszy i godny najstaranniejszej obserwacji i badań. Tego typu snów doświadczyłem i zapisałem 352 przypadki w okresie od 20 stycznia 1898 r. do 26 grudnia 1912 r.

W tych świadomych snach reintegracja funkcji psychicznych jest tak kompletna, że ​​śpiący pamięta życie dzienne i swój własny stan, osiąga stan doskonałej świadomości i jest w stanie kierować swoją uwagę i podejmować różne akty wolnej woli. Jednak sen, jak mogę śmiało stwierdzić, jest niezakłócony, głęboki i orzeźwiający. Pierwszy raz ujrzałem tę jasność podczas snu w czerwcu 1897 r. w następujący sposób. Śniło mi się, że unoszę się przez krajobraz z nagimi drzewami, wiedząc, że jest kwiecień, i zauważyłem, że perspektywa gałęzi i gałązek zmienia się całkiem naturalnie. Następnie, podczas snu, pomyślałem, że moja wyobraźnia nigdy nie będzie w stanie wymyślić ani stworzyć obrazu tak skomplikowanego, jak perspektywiczny ruch małych gałązek widzianych podczas unoszenia się.

Wiele lat później, w 1907 roku, znalazłem fragment w pracy prof. Ernsta Macha, w którym poczyniono tę samą obserwację z niewielką różnicą. Podobnie jak ja, Mach doszedł do wniosku, że śni, ale stało się tak dlatego, że uznał ruch gałązek za wadliwy, podczas gdy ja zastanawiałem się nad naturalnością, której moja wyobraźnia nigdy nie mogłaby wymyślić. Profesor Mach nie kontynuował swoich obserwacji w tym kierunku, prawdopodobnie dlatego, że nie wierzył w ich znaczenie. Postanowiłem uważnie wypatrywać innej okazji. Przygotowałem się do uważnej obserwacji, mając nadzieję na przedłużenie i nasilenie jasności.

W styczniu 1898 roku udało mi się powtórzyć obserwację. W nocy z 19 na 20 stycznia śniło mi się, że leżę w ogrodzie przed oknami mojego gabinetu i przez szybę widziałem oczy mojego psa. Leżałem na piersi i bardzo uważnie obserwowałem psa. Jednocześnie jednak wiedziałem z całkowitą pewnością, że śnię i leżę na plecach w łóżku. A potem postanowiłem obudzić się powoli i ostrożnie i obserwować, jak moje wrażenie leżenia na piersiach zmieni się w wrażenie leżenia na plecach. I tak zrobiłem, powoli i rozważnie, a przejście — które od tamtej pory przechodziłem wiele razy — jest najcudowniejsze. Jest to jak uczucie wślizgiwania się z jednego ciała do drugiego i wyraźnie występuje podwójne wspomnienie obu ciał. Pamiętałem, co czułem we śnie, leżąc na piersiach; ale wracając do życia dziennego, przypomniałem sobie również, że moje fizyczne ciało przez cały czas spokojnie leżało na plecach. Tę obserwację podwójnej pamięci miałem od tamtej pory wiele razy. Jest to tak niewątpliwe, że niemal nieuchronnie prowadzi do powstania ciała-snu.

Pan Havelock Ellis mówi z pewną dozą szyderstwa, że ​​niektórzy ludzie „którzy zajmują się okultyzmem” mówią o ciele astralnym. Jednak gdyby miał tylko jedno z tych doświadczeń, czułby, że nie możemy uciec ani od tego eksperymentu, ani od ciała sennego. W świadomym śnie wrażenie posiadania ciała – posiadania oczu, rąk, ust, które mówią itd. – jest zupełnie odrębne; jednak jednocześnie wiem, że ciało fizyczne śpi i znajduje się w zupełnie innej pozycji. Podczas budzenia się te dwa odczucia łączą się, że tak powiem, i pamiętam równie wyraźnie działanie ciała sennego, jak i spokój ciała fizycznego.

W lutym 1899 roku miałem świadomy sen, w którym przeprowadziłem następujący eksperyment. Narysowałem palcem zwilżonym śliną mokry krzyż na wewnętrznej stronie lewej ręki, z zamiarem sprawdzenia, czy będzie on tam nadal po przebudzeniu. Następnie śniło mi się, że się obudziłem i poczułem mokry krzyż na lewej ręce, przykładając dłoń do policzka. A potem, długo potem, obudziłem się naprawdę i od razu wiedziałem, że ręka mojego fizycznego ciała przez cały czas leżała w pozycji zamkniętej, nienaruszona, na mojej piersi.

Odczucie głosu podczas świadomego snu jest najcudowniejsze i po wielu powtórzeniach nadal budzi zdumienie. Używam głosu tak głośno, jak tylko mogę, i chociaż wiem doskonale, że moje fizyczne ciało leży w głębokim śnie, trudno mi uwierzyć, że ten głośny głos jest niesłyszalny w świecie jawy. Mimo to, chociaż śpiewałem, krzyczałem i mówiłem głośno w setkach snów, moja żona nigdy nie słyszała mojego głosu, a w kilku przypadkach była w stanie zapewnić mnie, że spałem całkiem spokojnie.

Nie mogę w tym artykule podać nawet krótkiego i powierzchownego opisu wielu interesujących szczegółów tych snów. Muszę to zarezerwować na moją większą pracę. I obawiam się, że tylko wielokrotne osobiste zapoznanie się z faktami może przekonać o ich znaczeniu. Przytoczę jeszcze kilka przypadków, aby dać pewne pojęcie o ich charakterze.

9 września 1904 roku śniło mi się, że stoję przy stole przed oknem. Na stole leżały różne przedmioty. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że śnię i rozważałem, jakie eksperymenty mógłbym przeprowadzić. Zacząłem od próby rozbicia szkła, uderzając je kamieniem. Położyłem małą szklaną tabliczkę na dwóch kamieniach i uderzyłem ją innym kamieniem. Jednak nie pękła. Następnie wziąłem ze stołu piękny kieliszek do wina i uderzyłem go pięścią z całej siły, jednocześnie zastanawiając się, jak niebezpieczne byłoby zrobienie tego na jawie; jednak szkło pozostało całe. Ale patrz! kiedy spojrzałem na nie ponownie po pewnym czasie, było rozbite.

Rozbiło się, jak należy, ale trochę za późno, jak aktor, który nie trafia w swoją rolę. Dało mi to bardzo ciekawe wrażenie, że jestem w świecie-sztuce, sprytnie naśladowanym, ale z małymi błędami. Wziąłem potłuczone szkło i wyrzuciłem je przez okno, aby sprawdzić, czy słyszę brzęk. Słyszałem hałas, a nawet zobaczyłem, jak dwa psy uciekają przed nim całkiem naturalnie. Pomyślałem, jaka to dobra imitacja tego świata komedii. Potem zobaczyłem karafkę z winem typu claret i spróbowałem go, i zauważyłem z całkowitą jasnością umysłu: „Cóż, możemy mieć również dowolne wrażenia smaku w tym świecie-snu; ma on smak wina”.

Niemiecki poeta Novalis powiedział, że kiedy śnimy, że śnimy, jesteśmy bliscy przebudzenia. Ten pogląd, podzielany przez większość obserwatorów, muszę zdecydowanie odrzucić. Świadome sny zdarzają się w głębokim śnie i z reguły nie kończą się przebudzeniem, chyba że sobie tego życzę i robię to z własnej woli. Wolę jednak w większości przypadków kontynuować śnienie tak długo, jak to możliwe, a potem jasność umysłu znika i ustępuje miejsca innym formom snu, a – co wydaje się niezwykłe – następująca po nich forma jest często „snem demona”, o którym opowiem wkrótce.

Często zdarza się, że śnię, że budzę się i opowiadam swój świadomy sen innej osobie. Ten ostatni jest wtedy snem zwykłej formy. Z tego snu budzę się w prawdziwym świecie jawy, bardzo zdziwiony dziwnymi wędrówkami mojego umysłu. Mam wrażenie, jakbym wznosiła się przez sfery o różnych głębokościach, z których świadomy sen był najgłębszy.

Mogę stwierdzić, że bez wyjątku wszystkie moje świadome sny miały miejsce w godzinach między piątą a ósmą rano. Szczególne znaczenie tych godzin dla naszych snów było często podkreślane – między innymi przez Dantego, Purg. IX., gdzie mówi o godzinie, w której jaskółki zaczynają ćwierkać, a nasz umysł jest najmniej zatkany przez materialne ciało.

Świadome sny są również symboliczne — jednak w zupełnie inny sposób, nigdy nie zauważyłem w nich niczego seksualnego lub erotycznego. Ich symbolika przybiera formę pięknych krajobrazów — różnych zjawisk świetlnych, światła słonecznego, chmur, a zwłaszcza głębokiego, błękitnego nieba. W idealnym przypadku świadomego snu unoszę się przez niezwykle rozległe krajobrazy, z czystym, błękitnym, słonecznym niebem i uczuciem głębokiej błogości i wdzięczności, które czuję się zmuszony wyrazić wymownymi słowami wdzięczności i pobożności. Czasami te słowa wydają mi się trochę retoryczne, ale nie mogę się powstrzymać, ponieważ w snach bardzo trudno jest kontrolować impulsy emocjonalne. Czasami wyobrażam sobie to, co pojawia się jako symbol, ostrzeżenie, pocieszenie, aprobatę. Chmura się zbiera lub światło jaśnieje. Tylko raz mogłem zobaczyć tarczę słońca.

Latanie lub unoszenie się w powietrzu można zaobserwować we wszystkich rodzajach snów, z wyjątkiem ogólnych wrażeń sennych. Zazwyczaj jednak jest to oznaka nadchodzącego świadomego snu.

Kiedy latam w snach przez dwie lub trzy noce, wtedy wiem, że sen świadomy jest blisko. A sam sen świadomy jest często inicjowany i cały czas towarzyszy mu wrażenie latania. Czasami czuję, że szybko unoszę się w szerokiej przestrzeni; raz poleciałem do tyłu, a raz, śniąc, że jestem w katedrze, poleciałem w górę, z ogromną budowlą i wszystkim w niej, z wielką prędkością. Nie mogę uwierzyć, że rytm naszego oddechu ma cokolwiek wspólnego z tym wrażeniem, jak przypuszcza Havelock Ellis, ponieważ jest on zazwyczaj ciągły i bardzo szybki.

Trudne, spazmatyczne unoszenie się jest oznaką snów o niższej klasie społecznej i może wynikać z chorób ciała. Może być też symbolem pewnych trudności moralnych lub cierpienia.

W Boże Narodzenie 1911 roku miałem następujący sen. Zaczął się od latania i unoszenia się. Czułem się cudownie lekki i silny. Zobaczyłem ogromne i piękne perspektywy — najpierw miasto, potem wiejskie krajobrazy, fantastyczne i jaskrawo kolorowe. Potem zobaczyłem mojego brata siedzącego — tego samego, który zmarł w 1906 roku — i podszedłem do niego, mówiąc: „Teraz śnimy, oboje”. Odpowiedział: „Nie, nie śnię!”. I wtedy przypomniałem sobie, że nie żyje. Długo rozmawialiśmy o warunkach istnienia po śmierci i zapytałem szczególnie o świadomość, jasny, jasny wgląd. Ale na to nie potrafił odpowiedzieć; wydawało się, że go nie miał.

Następnie świadomy sen został przerwany przez zwykły sen, w którym zobaczyłem kobietę stojącą na moście, która powiedziała mi, że słyszała, jak rozmawiałem przez sen. I przypuszczałem, że mój głos był słyszalny podczas świadomego snu.

Potem nastąpił drugi okres jasności, w którym zobaczyłem prof. van’t Hoffa, słynnego holenderskiego chemika, którego znałem jako student, stojącego w czymś w rodzaju pokoju uniwersyteckiego, otoczonego przez kilka uczonych osób. Podszedłem do niego, wiedząc doskonale, że nie żyje, i kontynuowałem moje dociekania na temat naszego stanu po śmierci. Była to długa, cicha rozmowa, w której byłem doskonale świadomy sytuacji.

Najpierw zapytałem, dlaczego my, pozbawieni narządów zmysłów, możemy dojść do jakiejkolwiek pewności, że osoba, z którą rozmawiamy, jest rzeczywiście tą osobą, a nie subiektywną iluzją. Wtedy van’t Hoff powiedział: „Tak jak w życiu codziennym; na podstawie ogólnego wrażenia”.

„Jednakże” – powiedziałem – „w życiu codziennym istnieje stabilność obserwacji i konsolidacja poprzez powtarzaną obserwację”.

„Tutaj również” – powiedział van’t Hoff. „I to poczucie pewności jest takie samo”. Wtedy rzeczywiście miałem bardzo silne poczucie pewności, że to naprawdę van’t Hoff rozmawiałem, a nie subiektywne złudzenie. Wtedy zacząłem ponownie pytać o jasność, przejrzystość, stabilność tego życia odcieni i wtedy otrzymałem tę samą wahającą się, wątpliwą, niezadowalającą odpowiedź, co od mojego brata. Cała atmosfera snu była szczęśliwa, jasna, podniosła, a osoby wokół van’t Hoffa wydawały się sympatyczne, chociaż ich nie znałem.

„Prawdopodobnie minie trochę czasu, zanim do was dołączę” – powiedziałem. Ale wtedy uważałem się za młodszego, niż byłem.

Potem miałem kilka zwyczajnych snów i obudziłem się całkowicie wypoczęty, wiedząc, że mój głos nie był słyszalny na jawie.

W maju 1903 roku śniło mi się, że jestem w małym holenderskim miasteczku i od razu spotkałem mojego szwagra, który zmarł jakiś czas wcześniej. Byłem absolutnie pewien, że to on, i wiedziałem, że nie żyje. Powiedział mi, że miał wiele kontaktów z moim „kontrolerem”, jak to określił – moim duchem przewodnim. Ucieszyłem się, a nasza rozmowa była bardzo serdeczna, bardziej intymna niż kiedykolwiek w życiu codziennym. Powiedział mi, że zbliża się dla mnie katastrofa finansowa. Ktoś zamierza ukraść mi kwotę 10 000 guldenów. Powiedziałem, że go rozumiem, chociaż po przebudzeniu byłem tym całkowicie zdezorientowany i nic z tego nie mogłem zrozumieć. Mój szwagier powiedział, że mój duch przewodni mu to opowiedział. Opowiedziałem tę historię komuś innemu we śnie. Następnie poprosiłem mojego szwagra, aby opowiedział mi więcej o życiu pozagrobowym i właśnie gdy miał mi odpowiedzieć, obudziłem się – jakby ktoś przerwał komunikację. Wtedy nie byłem tak przyzwyczajony do przedłużania swoich marzeń, jak teraz.

Chciałbym zaznaczyć, że była to jedyna przepowiednia, jaką kiedykolwiek otrzymałem w świadomym śnie w tak imponujący sposób. I okazała się aż nadto prawdziwa, z tą różnicą, że suma, którą straciłem, była dwadzieścia razy większa. W czasie snu nie wydawało się, aby istniało jakiekolwiek prawdopodobieństwo takiej katastrofy. Nie byłem nawet w posiadaniu pieniędzy, które straciłem później. A jednak to właśnie wtedy miały miejsce pierwsze wydarzenia – strajki kolejowe w 1903 r. – które doprowadziły do ​​mojej ruiny finansowej.

W świadomym śnie może być oszustwo. W marcu 1912 roku miałem bardzo skomplikowany sen, w którym śniło mi się, że Theodore Roosevelt nie żyje, a potem obudziłem się i opowiedziałem sen, mówiąc: „Nie byłem pewien w moim śnie, czy on naprawdę nie żyje, czy jeszcze żyje; teraz wiem, że on naprawdę nie żyje; ale byłem tak poruszony tą wiadomością, że straciłem pamięć”. A potem nadeszła fałszywa jasność, w której powiedziałem: „Teraz wiem, że śnię i gdzie jestem”. Ale to wszystko było błędne; nie miałem pojęcia o moim prawdziwym stanie i dopiero powoli, po przebudzeniu, zdałem sobie sprawę, że to wszystko było bzdurą.

Ten rodzaj kpiny nazywam demonicznym. I istnieje związek, który tak często obserwowałem, że musi mieć jakieś znaczenie — mianowicie, że po świadomym śnie następuje natychmiast ósmy rodzaj snu, który nazywam snem demonicznym.

Mam nadzieję, że pozwolisz mi, choćby dla wygody, mówić tak, jakby te inteligencje niskiego porządku moralnego istniały. Pozwól mi nazwać to również hipotezą roboczą. Następnie pragnę zwrócić ci uwagę na różnicę między symbolicznymi lub szyderczymi snami opisanymi wcześniej a snami demonów.

W symbolicznych snach śpiący jest drażniony, intrygowany lub nękany przez różne mniej lub bardziej dziwne, niesamowite, obsceniczne, ponure lub diaboliczne wynalazki. Musi chodzić po rzeźniach lub wśród trupów; wszystko znajduje umazane krwią lub ekskrementami; jest wciągany w obsceniczne, erotyczne lub okropne sceny, w których nawet bierze czynny udział. Jego stan moralny jest całkowicie zepsuty; jest mordercą, cudzołożnikiem itp.; jednym słowem, nic nie jest zbyt niskie lub zbyt okropne dla takiego snu.

Po przebudzeniu efekt jest oczywiście nieprzyjemny, człowiek jest mniej lub bardziej zawstydzony i zszokowany, stara się jak najszybciej otrząsnąć ze wspomnienia.

Teraz w snach demonów – które zawsze są bardzo blisko, przed lub po snach świadomych – przechodzę podobne ataki; ale widzę formy, postacie, osobowości dziwnych nieludzkich istot, które to robią. Pewnej nocy, na przykład, widziałem taką istotę, idącą przede mną i brudzącą wszystko, czego dotknęła, takie jak klamki drzwi i krzesła. Te istoty są zawsze obsceniczne i rozwiązłe, i próbują wciągnąć mnie w swoje czyny i działania. Nie mają płci i pojawiają się naprzemiennie jako mężczyzna lub kobieta. Ich wygląd jest bardzo różnorodny i zmienny, zmieniający się w każdej chwili, przyjmując wszystkie fantastyczne formy, które starzy malarze średniowiecza próbowali odtworzyć, ale z pewną dziwną plastycznością i zmiennością, których żaden obraz nie może wyrazić.

Opiszę jeden przypadek takich snów (30 marca 1907 r. w Berlinie), następujący bezpośrednio po śnie świadomym. Jasność nie była zbyt intensywna i miałem pewne wątpliwości co do mojego rzeczywistego stanu. Nagle znalazłem się w środku demonów. Nigdy wcześniej nie widziałem ich tak wyraźnych, tak bezczelnych, tak agresywnych. Jeden był śliski, błyszczący, wiotki i zimny, jak żywy trup. Inny wielokrotnie zmieniał twarz i robił najbardziej niewiarygodne grymasy. Jeden przeleciał pode mną, krzycząc obsceniczność ciekawym slangiem. Broniłem się energicznie, ale głównie inwektywami, które uważałem za słabość. Widziałem napisane słowa.

Krąg demonów był blisko mnie i szczerzył zęby jak tłum brutalnych ulicznych chłopców. Nie bałem się jednak i powiedziałem: „Nawet jeśli mnie pokonasz, jeśli Bóg zechce, nie boję się”. Wtedy wszyscy razem krzyknęli jak zgraja, a jeden powiedział: „Niech Bóg przemówi pierwszy!”. A ja zagrzmiałem z całych sił: „On JUŻ dawno przemówił!”. A potem wskazałem na jednego z nich, mówiąc: „Ciebie znam od dawna!”, a potem wskazując na drugiego: „A ciebie!”.

Wtedy natychmiast się obudziłem i myślę, że obudziłem się w środku apostrofu, wydając jakiś słyszalny dźwięk.

I wtedy – co was najbardziej zaskoczy – po tej dyskusji poczułem się całkowicie odświeżony, podniesiony na duchu, całkowicie pogodny i spokojny.

To jest główna różnica w porównaniu ze snami symbolicznymi, jakie pojawiają się w snach o demonach – kiedy widzę demony i walczę z nimi, efekt jest niezwykle przyjemny, orzeźwiający i podnoszący na duchu.

To jest właśnie główna myśl w tych demonicznych snach – niezależnie od tego, czy te istoty rzeczywiście istnieją, czy też są tylko tworami mojej wyobraźni, zobaczenie ich i walka z nimi usuwa cały ich strach, całą niesamowitość, dziwność ich sztuczek i figli.

Nie wspomniałem jeszcze o dziewiątym typie snu, który nazywam błędnym budzeniem się, występującym zawsze w pobliżu przebudzenia. Znalazłem doskonały przykład tego rodzaju snu opisany przez Macha. Nazywa go „Phantasma”. Mamy wrażenie, że budzimy się w naszej zwykłej sypialni, a potem zaczynamy zdawać sobie sprawę, że wokół nas jest coś niepokojącego; widzimy niewytłumaczalne ruchy lub słyszymy dziwne dźwięki, a potem wiemy, że nadal śpimy. Podczas mojego pierwszego doświadczenia z tym snem byłem raczej przestraszony i naprawdę chciałem się nerwowo obudzić. Myślę, że tak jest w przypadku większości ludzi, którzy go mają. Stają się przestraszeni i nerwowi, a na koniec budzą się z kołataniem serca, spoconym czołem itd.

Teraz te złe sny o przebudzeniu straciły dla mnie swój terror. Uważam je za demoniczne figle i bawią mnie; nie działają mi już na nerwy.

W lipcu 1906 roku, śpiąc głęboko w Langen Schwalbach po ciężkim dniu, miałem dwa lub trzy sny tego typu. Wydawało mi się, że się obudziłem i usłyszałem, jak wielka skrzynia bagażowa pędzi wzdłuż podestu z potężnym łoskotem. Wtedy zdałem sobie sprawę, że obudziłem się w sferze demonów. Za drugim razem zobaczyłem, że moja sypialnia ma trzy okna, chociaż wiedziałem, że są tylko dwa. Chcąc się upewnić, obudziłem się na chwilę dobrowolnie i zdałem sobie sprawę, że mój pokój ma dwa okna i że w domu przez całą noc panowała cisza.

Potem miałem serię świadomych snów, bardzo pięknych. Pod koniec, gdy wciąż głośno śpiewałem, nagle otoczyło mnie wiele demonów, które dołączyły do ​​mojego śpiewu, jak tłum okrutnych, półdzikich stworzeń. Wtedy poczułem, że tracę panowanie nad sobą. Zacząłem zachowywać się coraz bardziej ekstrawagancko, rzucać pościelą i poduszkami itd. Wyprostowałem się i zobaczyłem jednego demona, który miał mniej okrutny wygląd niż inni i wyglądał, jakby mówił: „postępujecie źle”. „Tak”, powiedziałem, „ale co mam zrobić?” Wtedy powiedział: „Dajcie im bicz, na ich nagie plecy”. I pomyślałem o cieniach Dantego, które również bały się bicza. Natychmiast zrobiłem — stworzyłem — bicz ze skórzanych sznurków, z ołowianymi kulkami na końcu. I zagroziłem im nim, a także uderzyłem ich kilka razy. Nagle wokół mnie zapadła całkowita cisza i zobaczyłem, jak stworzenia oddalały się z obłudnymi minami, jakby w ogóle o tym nie wiedziały.

Tej nocy przeżyłem jeszcze wiele przygód, miałem sny przejrzyste i zwyczajne. Obudziłem się wypoczęty i pogodny, w lepszym nastroju niż od dawna.

Tego typu błędnego przebudzenia nie należy mylić ze snami, w których śniło mi się, że obudziłem się po świadomym śnie i opowiedziałem ten sen jakiemuś słuchaczowi. Te sny były zwyczajne. Nie było w nich nic niepokojącego. Sny klasy błędnego przebudzenia są niewątpliwie demoniczne, niesamowite, bardzo żywe i jasne, z pewnego rodzaju złowieszczą ostrością i jasnością, silnym diabolicznym światłem. Ponadto umysł śpiącego zdaje sobie sprawę, że to sen, i to zły, i walczy, aby się obudzić. Jak powiedziałem przed chwilą, jednak przerażenie kończy się, gdy tylko demony zostaną zauważone — gdy tylko śpiący zdaje sobie sprawę, że musi być naiwny wobec inteligencji niskiego porządku moralnego. Jestem gotów usłyszeć oskarżenia o przesąd, o wskrzeszanie mrocznych błędów średniowiecza. Cóż, staram się tylko przedstawiać fakty tak jasno, jak to możliwe, i nie mogę tego zrobić bez użycia tych terminów i idei. Jeśli ktoś zastąpi je innymi, jestem otwarty na wszelkie sugestie. Tylko ja bym utrzymywał, że to nie mój umysł jest odpowiedzialny za wszystkie okropności i błędy życia sennego. Powiedzenie, że nikt nie jest za nie odpowiedzialny, nie wystarczy, ponieważ są w nich absolutne dowody jakiejś myśli i intencji, jakkolwiek zepsutej i niskiej. Sztuczka, oszustwo, symbol, nie mogą być bez jakiejś myśli i intencji. Sprowadzanie tego wszystkiego do „nieświadomości” jest bardzo wygodne; ale wtedy mówię, że równie naukowe jest używanie imion Belzebuba lub Beliala. Ja, na przykład, nie wierzę w „nieświadomość” bardziej niż w Świętego Mikołaja.

Można zauważyć, że wprowadzając inteligentne istoty niskiego rzędu, aby wyjaśnić te zjawiska, wprowadza się element arbitralności, który wyklucza możliwość znalezienia naukowego porządku. Na przykład wygodnie jest przypisywać wszystkie zjawiska szaleństwa i patologicznych snów demonom, które wykorzystują słabość ciała, aby grać swoje sztuczki. Jest to w istocie opinia nie mniej ważnego człowieka niż Alfred Russel Wallace, jak otwarcie wyznał mi w osobistej rozmowie.

Nie sądzę jednak, aby nawet ta idea, potraktowana jako hipoteza robocza, powstrzymała nas od próby znalezienia naukowego porządku nawet w tych pozornie demonicznych sztuczkach; fakt, na przykład, że pewne narkotyki wywołują halucynacje ściśle określonego rodzaju; że kokaina wywołuje rozkoszne oczekiwania i przyjemne sny, a alkohol powoduje wizje małych białych zwierząt. Sugeruje to, że musi za tym kryć się jakiś porządek, który nie jest czysto arbitralny.

Jesteśmy jednak tutaj, na granicy sfery tajemnicy, gdzie musimy postępować bardzo ostrożnie. Zaprzeczanie może być równie niebezpieczne i mylące, jak akceptowanie.


Proceedings of the Society for Psychical Research , tom 26, 1913, skopiowane i sprawdzone przez Blake’a Wilfonga.

Komentarze Blake’a Wilfonga: W tej przełomowej pracy van Eeden opisuje kilka odmian snów i używa określenia „świadomy sen”. Chociaż wiele z jego wniosków przeczy odkryciom współczesnych badaczy, artykuł ten pozostaje klasyką.